niedziela, 21 marca 2010

Powrót do Bangkoku


Po niecałych trzech godzinach snu rano nie słyszę budzika nastawionego na 4.15 ale jakimś cudem budzę się o 4.45. Jesteśmy spakowani, a piętnaście minut na umycie i ubranie to dość. Ładujemy się do trzech taksówek, które transportują nas do granicy. Śpimy prawie całą drogę, to znaczy dwie godziny.
Przez granicę przechodzimy pieszo. Wszystko idzie w miarę sprawnie i zabiera około godziny. Idziemy kanałem dla obcokrajowców, jest tu niewielu ludzi, natomiast obok przekracza granicę tłum miejscowych, z wózkami, wozami albo bez niczego. Mają jakąś uproszczoną procedurę, szybko przechodzą jeden za drugim.
Za granicą czeka na nas kolejny minibus. Kierowca mknie z prędkością 110 km/h, później na autostradzie 130 - 140. Prowadzi szybko i pewnie, często wyprzedza na trzeciego (to chyba tutaj nawet bardziej popularne niż w Polsce). Po podróżowaniu przez kilka krajów z prędkościami rzędu 40 km/h to duża odmiana. No, ale drogi są tu zupełnie inne.O 12.00 jesteśmy w guesthousie, od którego zaczynaliśmy podróż z Supertrampem. Wszystko znajome, czujemy się jak u siebie.
Odpoczywamy i idziemy na Kao San, coś zjeść, zrobić ostatnie zakupy. Widzę teraz, o ile mniej aktywni są tutejsi sprzedawcy w porównaniu z Kambodżą. Tam każde wejście na stoisko oznaczało zrobienie wszystkiego, co możliwe, by coś sprzedać. Tutaj często nikt nie okazuje zainteresowania. Tajowie nie muszą tak walczyć o swoje, jak Khmerowie. Przynajmniej w Bangkoku. Widzimy też policję przygotowaną do walki z demonstrantami. Podobno przyjechał były premier, który jest teraz w opozycji. Jutro może coś się dziać, obyśmy dojechali bez problemów na lotnisko.
Wieczorem jedziemy tuk-tukami do rozrywkowego centrum Bangkoku. Sama jazda jest już przeżyciem, tuk-tukowcy pędzą jak szaleni. Potem przemierzamy kilka najważniejszych rozrywkowych ulic miasta, Rafał opowiada nam trochę. Spędzamy trochę czasu w jednym z lokali, w którym dziewczyny pokazują nam ciekawe, choć budzące różne odczucia sztuczki. Fotografować nie wolno.
Wracamy o rozsądnej porze do domu, bo jutro o 6.00 wyjazd na lotnisko. Szkoda. Tak szybko minął ten czas...




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz