czwartek, 4 marca 2010

Luang Prabang


Dzień zwiedzania Luang Prabang. Po śniadaniu przy ulicznym straganie zaczynamy od pałacu królewskiego. Ostatnia rodzina królewska została wywieziona przez komunistów na północ Laosu w 1975 roku i ślad po niej zaginął. Pałac nie robi na mnie wielkiego wrażenia, jest sporo posążków buddów, trochę eksponatów dotyczących historii i tradycji Laosu. Potem zwiedzamy trzy świątynie: Wat Xieng Tong, Wat Wisunalat i Phu Si. Rafał opowiada nam sporo o Luang Prabang i tych świątyniach (ma bardzo dużą wiedzę), ale nie może nas oficjalnie oprowadzać, jest to zastrzeżone dla licencjonowanych przewodników. Luang Prabang jest dla Laotańczyków tym, czym Kraków dla Polaków: dawną stolicą i centrum kulturalnym. Świątynie podobają mi się bardzo. Nie są tak pełne przepychu jak w Bangkoku, nie jest ich też tak dużo, nie świecą świeżo odrestaurowanymi szczegółami, ale są bardzo wyważone i czuć ich starość. Nie ma tu też tylu turystów co w Bangkoku co dodatkowo podkreśla element spokoju.
Robimy małą przerwę na lunch w pięknej restauracji z widokiem na Mekong, o wdzięcznej nazwie "Utopia".
Po powrocie do guesthousu i bardzo krótkiej przerwie busikiem wyruszamy do wodospadów. Są ładne i znacznie lepiej przygotowane dla turystów niż te, które widzieliśmy na Ko Chang. Prowadzi do nich droga wśród pięknych drzew i krzewów, są stoły i ławki do wypoczynku, miejsca, gdzie można rozbujać się na linie i skoczyć do wody, a nawet przebieralnie.
Wracamy do Luang Prabang, mieliśmy jeszcze w planie przejażdżkę łodzią po Mekongu, ale wcześniej umówiony przewoźnik odmawia, bo jest zbyt późno - nie chce wracać po ciemku przy tak niskim stanie wody. Rafał szybko decyduje, że spróbujemy znaleźć coś sami na przystani i tam właśnie jedziemy. Normalną łódką nikt nie chce nas zabrać, ale jeden z przewoźników oferuje nam przejazd motorówkami - szybciej, więc wrócimy bezpiecznie. Rafał uzgadnia cenę i wsiadamy na zwykłą łódź motorową, która ma nas dowieźć do motorówek. Po 15 minutach płynięcia lądujemy na mieliźnie. Dopływają do nas motorówki, ale zaczynają się znowu negocjacje cenowe, mimo że wszystko było już ustalone. Rafał nie ustępuje ani dolara i motorówki odpływają. Nasz sternik spycha łódź z mielizny i płyniemy kawałek dalej, gdzie znajdujemy inne motorówki, które akceptują naszą cenę. Brawo Rafał!
Z jednej łodzi przesiadamy się na dwie motorówki. Nasza rusza pierwsza. Mknie szybko, wiatr urywa głowy. Żebyście tylko nie wyobrażali sobie naszych europejskich motorówek, to drewniana łódź z niskimi burtami, tyle że z mocnym silnikiem. Nie ma ani kapoków ani kasków więc dla nieumiejącej pływać Grażyny jest to na pewno silne przeżycie. Masaż pleców uderzających przy każdym podskoku o twarde oparcia ławek mamy gratis.
Widoki są piękne, ale niestety wszystko bardzo silnie zamglone. W powietrzu jest tyle pyłu i dymu z wypalanych traw, że nie mamy co liczyć na piękny zachód słońca. Dopływamy jeszcze do groty, w której jest około 2000 posążków Buddy i wracamy.
Druga łódka miała przygody: sternik nie mógł uruchomić silnika, znalazła się inna motorówka, ale znowu zaczęły się negocjacje cenowe. Nasi nie ustąpili i dogonili nas w grocie.
Wieczorem zwiedzamy jeszcze nocny rynek w Luang Prabang. Jemy na straganach o bardzo dużej ofercie i małej czystości. Część z nas robi sobie masaż stóp.
Wracając do domu z zakupami, gubimy drogę i decydujemy się na wynajęcie tuk-tuka. Okazuje się, że szliśmy dobrze, ale guesthouse był dalej, niż nam się zdawało.
Próbuję wrzucić na bloga zaległe posty, ale internet tak się ślimaczy, że nie daję rady. Siadamy na tarasie przy drinkach opartych na tutejszych alkoholach (butelka miejscowej wódki kosztuje 8 - 12.000 kipów, to jest 3 - 4 złote). Ciekawe, że w sklepie była też Żubrówka i Sobieski (oczywiście po wielokrotnie wyższych cenach).
Jutro jedziemy do Vang Vieng.




















2 komentarze:

  1. Dzięki za piękne i różnorodne fotki oraz szczegółowe relacje.Miłego dalszego pobytu życzę.Danka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Restauracja "Utopia" nie ma widoku na Mekong tylko na Nam Khan.Znam to miejsce,bo byłem tam zupełnie niedawno.Pozdrawiam.Klient Supertrampa.

    OdpowiedzUsuń