wtorek, 2 marca 2010

Droga do granicy


Dziś mamy dotrzeć autobusem na granicę z Laosem, do Chiang Kong. Śpimy trochę dłużej, po śniadaniu część grupy jedzie oglądać tygrysy. Grażyna i ja szukamy Wi-Fi, umieszczam następne posty na blogu a Grażyna wchodzi do swego komputera firmowego w Elblągu i księguje skomplikowaną fakturę zaliczkową (prośbę o to dostała e-mailem). Internet jest niesamowity!
W południe ładujemy się do klimatyzowanego, dość wygodnego busa i ruszamy. Jazda trwa około 5 godzin, po drodze zatrzymujemy się kilka razy na parkingach z restauracjami i targowiskach. Nie jedziemy już autostradą, droga wije się, wznosi i opada, ale jej stan jest bardzo dobry. Mamy również jeden element zwiedzania.- świątynia Wat Rong Kun, niestety nie pamiętam nazwy miejscowości. Świątynia jest nowa i zupełnie inna niż dotychczas przez nas oglądane, jak pałac ze śniegu i lodu. Jej budowę zaczęto w latach dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku, kosztowała do tej pory 10 milionów dolarów i jeszcze dużo zostało do zrobienia. Na zewnątrz można fotografować, w środku - nie. A szkoda, bo jest ciekawie. Malowidła obejmują zarówno Buddę, jak i bohaterów filmów, na przykład Matrixa. Całość jednak nie jest kiczem, skłania do zastanowienia, pozwala doszukiwać się wielu znaczeń.
Do Chiang Kong dojeżdżamy o zmierzchu. Nasz guesthouse jest 200 metrów od Mekongu. Miasteczko jest senne, mało się dzieje. Na boisku trwa aerobic, chyba dla uczennic. W Mekongu poziom wody rzeczywiście dość niski. Tu właśnie jest przejście graniczne między Tajlandią i Laosem. Jutro rano będziemy je przekraczać, by dojechać do Luanprabang.






1 komentarz:

  1. Miło mi zobaczyć całą Waaszą grupę.Pozdrawiam ,dziekuję za ciekawe fotki.Danka.

    OdpowiedzUsuń