wtorek, 9 marca 2010

Halong - ciąg dalszy



Po chłodnej nocy nastaje chłodny dzień. Zamierzaliśmy się rano wykąpać, ale ja rezygnuję. Nie ze względu na temperaturę, ale na czystość wody. Sporo w niej brudów a mam również podejrzenie, że liczne stojące na kotwicy statki używają morza jako śmietniska.
Temperatura spadła do 16 stopni, wieje wiatr. Większość z nas nie ma ciepłego ubrania i marznie, ale nikt nie narzeka. Po śniadaniu musimy zwolnić kabiny (są przygotowywane dla następnej grupy). Płacimy też za wypite napoje - kelnerka nie pamięta, że cenę wina ustaliliśmy na 20 dolarów i musimy się kłócić. Dopływamy do portu grając w kalambury.
Na brzegu mamy obiad w wielkiej restauracji obsługującej chyba wszystkie zorganizowane wycieczki. Wreszcie jest cieplej. Po obiedzie zaczyna się szturm sprzedawczyń pereł. Jest ich mnóstwo, wciskają do rąk naszyjniki i kolczyki, przy zakupie kilku oferują niższą cenę. My oferujemy połowę ich ceny lub jeszcze mniej, targi są szybkie i dramatyczne, bo za chwilę odjeżdża nasz autobus. Im bliżej autobusu, tym niższe ceny. Gdy wsiadamy negocjacje się nie kończą, trwają przez otwarte okna. Z wrażenia nie robię żadnego zdjęcia.
W autobusie przygotowuję kolejne zaległe wpisy do bloga. Po czterech godzinach docieramy do hotelu. Jestem zmęczony i wyziębiony, idziemy z Grażyną spać. Inni mają więcej energii, ruszają na zakupy. Hanoi jest znane z butów. Podobno jest to rzucana na miejscowy rynek nadprodukcja firm szyjących buty dla zachodnich firm jak Adidas, Reebok, Nike. Są oczywiście dużo tańsze niż w Europie, ale oczywiście obowiązkowo trzeba się targować.
Wieczorem idziemy do teatru na wodzie. To bardzo stara tradycja wietnamska. Teatr jest lalkowy, ale lalki poruszają się po wodzie, sterowane przez lalkarzy znajdujących się z tyłu, za kurtyną. Pokazywane są krótkie historie ludowe i legendy, z których nic nie rozumiem. Do tego zespół gra i śpiewa klasyczne utwory wietnamskie. Poza Wietnamem czegoś takiego zobaczyć nie można, więc warto skorzystać, ale na dłuższą metę jest nudne.
Po teatrze wracamy do hotelu i idziemy spać. Zasypiam szybko, ale budzą mnie jakieś szmery. To chyba szczury. W łazience z kosza są powyciągane papiery. Papiery znajduję też w pionowym szybie z rurami wodociągowymi. Zwierzaków nie widać, ale gdy się kładę chroboty i tupot nóżek znowu się zaczynają. Do rana słyszę skrobanie i tupanie. W innych pokojach jest podobnie, Maria i Dziuniek tracą też część swego jedzenia. Ten hotel pożegnamy bez żalu.








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz