niedziela, 28 lutego 2010

Świątynie Chiang Mai



Do Chiang Mai przyjeżdżamy o 6.30 rano. W nocy w autobusie było dość chłodno za sprawą szalejącej klimatyzacji, siedziałem więc w polarze. Zamierzałem zdjąć polar po wyjściu z autobusu, ale okazało się, że na dworze w polarze również jest chłodno! Ze zdziwieniem czytam na zegarku, że temperatura wynosi 24 stopnie. Po funkcjonowaniu przez tydzień w temperaturach powyżej 30 stopni odbiera się to jako zimno.
Czeka już na nas samochód, ładujemy na dach bagaże i jedziemy do guest house Nice Place 2 (jakiego polskiego słowa użyć zamiast "guest house"? pensjonat?).Nice Place jest w starym centrum Chiang Mai. Pokoje przyzwoite, przed głównym budynkiem basenik. Do 11.00 wypoczynek, potem śniadanie i zaczynamy zwiedzanie Chiang Mai. Zostaniemy tu o dzień dłużej, bo poziom wody w Mekongu spadł do tego stopnia, że wstrzymano wszystkie rejsy łodziami. Przewidziane planem dwudniowe płynięcie łodziami po Mekongu wypada z naszego planu i w to miejsce musimy zrobić coś innego.
Wynajętym samochodem jedziemy najpierw za miasto, na górę Doi Suthep, gdzie jest jedna z najważniejszych świątyń. Prowadzi do niej ponad 300 schodków. Na górze oprócz świątyni i towarzyszących budynków jest stupa i dużo posągów. Tutaj również jest bardzo wielu ludzi, turystów i miejscowych buddystów.
Wracamy do miasta, gdzie zwiedzamy jeszcze trzy inne świątynie: Wat Phra Singh, Wat Chedi Luang i Wat Chiang Mung. Najstarsze ich budowle (najczęściej stupy) pamiętają czasy państwa Lanna mającego początek w XIII wieku. W Wat Chedi Luang robi na nas duże wrażenie nieporuszony medytujący mnich. Rafał mówi nam, że medytuje tak od 1968 roku! Możemy robić fotki, ale bez błyskania lampą. Dopiero po godzinie Rafał wyjaśnia, że medytujący mnich był figurą woskową...
Prawdę mówiąc wszystko znowu zaczyna mi się mieszać, za dużo wrażeń, posągów, świątyń. W Chiang Mai jest podobno 700 świątyń buddyjskich, my widzieliśmy cztery co daje ogólne wyobrażenie, ale na pewno nie znajomość zabytków miasta.
Wracamy do bazy, po odpoczynku znowu wychodzimy do miasta. Dzisiaj jest niedziela i wzdłuż jednej z głównych ulic działa targowisko. Znowu setki straganów, zespoły muzyczne, turyści, przez głośniki jakieś informacje po tajsku. Zbaczamy na przylegający do ulicy plac "gastronomiczny" (tu również znajdujemy posągi Buddy, tuż przy stoiskach i stołach). Z głośników zaczyna płynąć poważna melodia i nagle wszyscy stają na baczność. Wszystko zamiera. To hymn tajski. Niesamowite przejście z pełnego gwaru i ruchu do "zamrożenia". Muzyka przestaje grać i wszystko wraca do normy.
Jemy niewielki obiad i idziemy dalej. Zapada noc. Z niedzielnego targowiska przechodzimy na bazar nocny, który jest tu codziennie. Znowu parada straganów. Próbujemy sushi (40 bathów czyli 4 złote za sporą porcję!).
Wieczorem całą grupą siadamy przy basenie na wieczorku zapoznawczym, bardzo przyzwoicie, do 2 w nocy...











1 komentarz:

  1. Jestem pod wrażeniem bogactwa świątyń buddyjskich.Pozdrawiam Was i życzę kolejnych miłych wrażeń.Danka.

    OdpowiedzUsuń