czwartek, 18 lutego 2010

Podróż do Bangkoku

O szóstej rano wyjeżdżamy z Elbląga. Cztery osoby: Teresa, Grażyna i dwóch Marków. Przez tydzień będziemy podróżować sami, potem spotykamy się z resztą grupy (razem ma być 10 osób). Na lotnisko w Warszawie zawozi nas Radek - nie ma żadnego rozsądnego połączenia ani kolejowego, ani autobusowego. Na lotnisko dojeżdżamy o 10.30, więc jest sporo czasu do samolotu do Moskwy (o 12.45). Oddajemy bagaże, robimy małe zakupy i czekamy na wejście do samolotu. I tu niespodzianka: wszystkie loty wstrzymane do 14.00 "z przyczyn technicznych niezależnych od portu lotniczego". Przesiadka w Moskwie na samolot do Bangkoku staje się problematyczna. Po 30 minutach nasz samolot jest anulowany. Okazuje się, że wieża kontrolna ma awarię zasilania elektrycznego i żadne samoloty nie mogą ani startować, ani lądować. Po 14.00 lotnisko rusza. Nas przerzucają na lot przez Frankfurt (Lufthansa a potem linie tajskie zamiast Aerofłotu). Mamy wylecieć o 18.00. Jemy obiad zafundowany przez LOT i czekamy. W Bangkoku mamy być o 13 (zamiast o 9.00). Samolot do Frankfurtu odlatuje punktualnie. Nie Lufthanza a Lot (w ramach Star Alliance). Lądujemy przed 20.00 więc do samolotu do Bangkoku mamy niecałą godzinę. I tu kolejna niespodzianka: samolot jest opóźniony, ma odlecieć o 22.30. W Bangkoku będziemy zatem około 15.00 i na dojazd na wyspę Ko Chang (tam mamy zarezerwowane noclegi) nie ma szans.Jedyna pociecha, że nasze bagaże na pewno zdążą na ten samolot.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz